Ale wstyd! No cóż, nie ma co się nie przyznawać, że porzuciłam blog na kilka dobrych miesięcy. A to z braku czasu, a to z braku wyzwań kulinarnych, i tak się to wszystko skumulowało. Ale nic, potulnie wracam do życia i w ramach przeprosin makaron z kalafiorem. Przepis niemiłosiernie prosty, ale muszę przyznać, że zrealizowanie owego przepisu kosztował mnie przekonanie się do takiego związku. Kalafiora uwielbiam, makaron siłą rzeczy też...ale jakoś razem nie do końca mi pasowały do siebie. A jednak!
Nic prostszego!
Wrzucamy podzielonego na "kwiatki" (w sumie to nie wiem jak się mówi na kawałki kalafiora) kalafiora do gotującej się osolonej wody (na dwie porcje wystarczy troszkę mniej niż pół średniego kalafiora). Gotujemy ok. 10 minut i potem dodajemy do tej samej wody, i do wciąż gotującego kalafiora makaron. Ja dzisiaj wrzuciłam mezze maniche rigate i komponowały się wyśmienicie. Myślę, że w tym przypadku duży makaron jest lepszy. I tak gotujemy do skutku, to znaczy aż makaron ma optymalną konsystencję (dla jednych bardziej, dla innych mniej al dente). Odcedzamy wszystko. W garnku rozgrzewamy oliwę i podsmażamy obowiązkowo ząbek czosnku, po chwili dorzucamy makaron z kalafiorem, można dodać troszkę masełka. Mieszamy, mieszamy, dodajemy pieprzu (ja dodaję całkiem sporo, wtedy wyostrza trochę delikatnego kalafiora) i kończymy dodając trochę natki pietruszki. I voila! Prosto, szybko i wybornie. Z wywiadu środowiskowego dowiedziałam się, że można dodać trochę podsmażanego boczku lub pokrojone na kawałeczki anchois z oliwy. A co więcej, kolejną wariacją przepisu mogą być brokuły zamiast kalafiora, tyle że gotujemy osobno i brokuły podduszamy z dodatkiem świeżych liści bazylii i parmezanu. Palce lizać, a ja obiecuję poprawę.
Buon appetito!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz