Słynny brak czasu, do tego jeszcze brak czasu i jeszcze raz brak czasu nie pozwala mi ostatnio oddać się kulinarnym fantazjom, ale już od dłuższego czasu przymierzam się do zrobienia ragu (po polsku, we Włoszech rzadziej używane określenie - sos boloński). Nie tam jakiś z torebki, albo podsmażane mielone mięso zalane pomidorami i podgrzane przez 5 minut. Moi drodzy, ragu' to rytuał... Nasze sklepy są mniej przyjazne robieniu ragu niż włoskie, co pewnie można usprawiedliwić (nie ma na przykład cudownego "soffritto" już posiekanego i gotowego, które tylko wsypujemy i jest...więc trzeba się samemu nieźle nasiekać, bo przecież i marchewka, i cebulka, i seler, a wszystko to na malutkie kawałeczki. A potem cała reszta... Nie piszę przepisu, gdyż w internecie jest ich całe mnóstwo, a i mi prawdę mówiąc, został zastrzeżony niczym rodzinny sekret, ale grunt to "cottura lunga e lenta". Im dłużej i im wolniej, tym lepiej! Także podstawa to gotowanie na wolnym ogniu przez przynajmniej 2,5h! Tak, tak! Strassssssznie długo, ale naprawdę warto takie prawdziwe ragu' zrobić. Do tego, jako wkład pracy jest ogromny, zawsze robię dużo i wkładam do zamrażalnika i potem mam już gotowe, czy to na lasagne, czy też na tortellini pasticciati! Che buono! Postanowione! Weekend pod znakiem gotowania!
A tymczasem czas wrócić do filozofów, którzy towarzyszą mi w teorii śmiechu. Zaczytuję się więc, a wczoraj miałam przyjemność z Mr Freudem. Nie sądzę, żeby kiedyś był ugotował ragu!
2,5h?! Madonna... Ale w sumie zrobić hurtową ilość, zamrozić i mieć jeszcze na min. 2 obiady...nie jest zły pomysł.
OdpowiedzUsuńps. pisz częściej, proszę ;)
OdpowiedzUsuńa co to za wysiłek zrobić ragu' Postawisz faceta, pokroi, zamiesza. po 2 godzinach gotowe :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się co do tego, ze potem tylko wyjmować z zamrażalki!